Pytam Marcina: coś ty mi, dzieciaku, zrobił? Ale potem reflektuję się: co ja mówię? Przecież on nie chciał — załamuje ręce pani Helena.
Ona, mąż i sześcioro dzieci wiedli spokojne życie w Klimkach ( gm. Kadzidło). Dzieci do szkoły, oni na gospodarce. Aż do października 2017 roku.
Pani Helena mówi, że wszystko ma przed oczami, jakby to było dziś. Był 21 października 2017 roku, tuż po 17. Ciemno już.
Marcin i Mateusz, synowie pani Heleny, chcieli pojechać na zarobek do Pieczarek. Mieli tam kłaść kostkę brukową. — Mówiłam, że ludzie będą gadać, że u nas w domu pieniędzy nie ma. Ale oni się uparli. Wie, pani, jak to dzieciaki. Co, miałam im zabronić?
Artur też chciał bardzo jechać. Piętnastolatek, jedno z sześciorga dzieci Heleny i Stanisława. Usłużny, zawsze chętny do pomocy. Parę groszy chciał mieć, samodzielnie zarobionych.
Wiadomo, że o tej porze to dobrze już nie widać. Ale kto wiedział, że będzie ślisko i dużo błota? Marcin siedział za kierownicą. Tuż za nim Artur. — Mateusz wyszedł bez szwanku, Marcin miał wstrząs mózgu i odmę płucną. A Artur… Nie dawano mu szans — wzdycha pani Helena. — Jak mąż pojechał tam na miejsce, to pełno straży, policji tam było. A oni, moje dzieci, w tych pozłotkach.
Artur trafił na OIOM w Ostrołęce. Krwiak, zmiażdżona cała lewa strona, pęknięta śledziona. — Potem przenieśli go do Warszawy i tam w szpitalu podreperowali. Mogło być gorzej, mogło go w ogóle nie być — w głosie pani Heleny słychać emocje.
Zawsze dumna, że doczekała się sześciorga dzieci. — Zawsze się cieszyłam, że mam taką gromadkę. A teraz wiem, że można te dzieci jeszcze rano mieć, a potem stracić.
Artur zawsze był taki, że o siebie zadbał. — Nigdy nie musiałam pilnować, czy on najedzony. Sam o siebie dbał — opowiada pani Helena. — A w szpitalu? Strzykawką trzeba było go karmić. Te zęby takie powysuwane, ta żuchwa cała zepsuta. Ważył już tylko 39 kilo. Jego nawet operować nie można było, póki był taki chudziutki — wspomina mama.
Chłopiec wrócił do szkoły, nauczyciele go chwalą. Pracowity jest, stara się. Lekcje odrabia, słucha nauczycieli. Chodzi do II klasy gimnazjum. W dzień się śmieje, ale wieczorem mówi: „Mamo, ja to bym wolał mieć połamane ręce, niż taką buzię ”
Jest pod opieką neurologa i kardiologa. Codziennie ćwiczy. Nosi aparat ortodontyczny.
Lubi wyjść na podwórze i pograć z rodzeństwem w piłkę. Rodzice proszą go, żeby był ostrożny. Wszystkie swoje siły i fundusze przeznaczają na leczenie syna.
— Pan Jezus dobrze zrobił, że kręgosłupa nie połamał. Mogło być gorzej jeszcze —mówi pani Helena.
Martwi się o pieniądze. — U nas jak pieniędzy nie ma, to i leczenia nie ma — rozkłada ręce.
Całe szczęście jej syn Artur trafił pod opiekę Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”. Ta Fundacja nie zapomina o swoich podopiecznych nawet na chwilę. Teraz każdy może ich wesprzeć, kiedy rozlicza się z fiskusem. Dla wielu dzieci ten jeden procent podatku to jedyna szansa, żeby mogły wrócić do zdrowia.
— Pomagamy dzieciom, które żyją obok nas — podkreśla Iwona Żochowska-Jabłońska, dyrektor zarządzająca Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”. — Z roku na rok rośnie liczba tych, którzy obdarzają nas zaufaniem i przekazują nam swój jeden procent podatku. Jesteśmy bardzo wdzięczni każdemu, kto zdecydował się przekazać nam swój jeden procent. Teraz znów zapraszamy do akcji! — apeluje Iwona Żochowska-Jabłońska.
ALEKSANDRA TCHÓRZEWSKA
a.tchorzewska@gazetaolsztynska.pl
Jeden procent podatku można przekazać Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”, wpisując numer KRS 0000148747 w zeznaniu podatkowym. Oprócz tego można w każdej chwili dokonać wpłaty na na konto fundacji: 58 1240 1590 1111 0000 1453 6887.