Wpłać darowiznę na leczenie i rehabilitację dzieci z Warmii i Mazur:
Dziewięcioletni Igor z Olsztyna jest wielkim fanem „Gwiezdnych wojen”. Z niecierpliwością czeka na wiosnę, żeby znów jeździć rowerem. Wcześniej lubił też grać w piłkę nożną, ale dwa lata temu jego życie się zmieniło się o 180 stopni i piłkę musiał odłożyć w kąt. Teraz na ramionach chłopiec ma sensory, które ciągle monitorują poziom cukru. Pani Marta, mama chłopca sprowadza je z Niemiec. Martwi się, żeby sensory nie spadły lub nie uszkodziły się podczas zabawy.
— Wiadomo, że na podwórku dzieci ganiają się, szarpią — tłumaczy. — Taki sensor może zostać wyrwany, a jego koszt jest ogromny. Więc trzeba uważać.
Igor jest uczniem drugiej klasy szkoły podstawowej. Woli matematykę od języka polskiego. Jest pogodny i bardzo towarzyski.
Dwa lata temu zacząć odczuwać silne pragnienie. Bardzo dużo pił, ale jego mama uspokajała się, że pewnie dlatego że dużo biega. Jednak kiedy do wzmożonego pragnienia doszły częste wizyty w toalecie, zaczęła się poważnie niepokoić. Diagnoza brzmiała: cukrzyca typu 1. Chłopiec trafił do szpitala.
— Tam uczono nas, jak żyć z cukrzycą — opowiada mama chłopca. — Jak wyrównać poziom cukru i jak jeść. Nie oszukujmy się, całe nasze życie się po prostu zmieniło.
Dziewięciolatek musi być na diecie. Nie dla niego smażone potrawy, słodycze czy fast foody.
— Syn jeszcze się nie skarży, że nie może jeść tego, co koledzy. Ale lekarze nas uprzedzają, że jak będzie nastolatkiem, tak może się zdarzyć. Że będzie czuł, że odstaje od grupy — opowiada pani Marta.
Już teraz chłopiec zadaje pytania, czemu choroba dotknęła właśnie jego. Rodzeństwo jest zdrowe, koledzy szaleją na podwórku, a on? Musi uważać na to, co je, musi uważać na sensory. Czuje się ograniczony i… — …ma chwile zwątpienia — nie kryje jego mama.
Kobieta samotnie wychowuje Igora i jego dwójkę starszego rodzeństwa. Przez wiele lat była urzędniczką. Swoją pracę lubiła i traktowała jako stały, niezmienny element swojej rzeczywistości. Dziś jest na zasiłku opiekuńczym. Pogodzenie pracy z opieką nad chorym synem okazało się po prostu niemożliwe. Wcześniej pani Marta przez pół roku była na urlopie bezpłatnym. Zachodziła do przedszkola syna mierzyć cukier i podawać mu insulinę.
— Synowi ten cukier często skacze — przyznaje. — Dobrze, że ma sensory. Mogę mu sprawdzać.
Koszt sensorów to aż 500 zł miesięcznie. Do tego dochodzą igły do penów (peny umożliwiają dokładne i bezpieczne podanie insuliny — red.), insulina. — Skóra syna jest bardzo wrażliwa i wymaga
specjalnej pielęgnacji — mówi pani Marta. — Po wkłuciach szybko robią mu się blizny. Dlatego dodatkowo wydajemy 50 zł na kosmetyki. Do tego dochodzi specjalna dieta. Mój syn nie może zjeść zwykłego białego pieczywa. A ja za każdym razem śledzę składy produktów.
Wszystko kręci się wokół choroby Igora.
— Choroba dziecka przewraca nie tylko jego życie do góry nogami, ale także życie całej rodziny — zaznacza pani Marta. — U nas nawet zwykłe naleśniki są tylko od wielkiego dzwonu, bo przecież na co dzień Igor ich nie zje. I tak żyjemy, pilnując tego cukru i nieustanie go mierząc.
Na szczęście, pani Marta, mimo że samotnie boryka się z wychowaniem trójki dzieci i chorobą syna, nie jest zdana tylko na siebie. Igor jest pod skrzydłami Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”.
Iwona Żochowska-Jabłońska, dyrektor zarządzający Fundacji bardzo liczy na pomoc zwłaszcza mieszkańców województwa warmińsko-mazurskiego.
Większość naszych podopiecznych to dzieci i nastolatki z naszego regionu. Pomagamy im na co dzień, jak tylko możemy. Jeden procent jest okazją do tego, żeby tę pomoc nasilić.
Zwłaszcza że pieniędzy nie trzeba wyjmować z kieszeni i wpłacać, tylko po prostu odliczyć je od podatku, wpisując tylko numer KRS 0000148747 — zachęca Iwona Żochowska-Jabłońska.
Aleksandra Tchórzewska
a.tchorzewska@gazetaolsztynska.pl
Żeby przekazać 1 procent podatku, wystarczy wpisać w rozliczeniu numer KRS 0000148747. A już dziś można dokonać wpłaty na konto Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”: 58 1240 1590 1111 0000 1453 6887.