Fajne z nich chłopaki. Każdy jest w innym wieku, ale łączy ich jedno — skarb na uchu. I to największy, jaki można sobie wyobrazić. Bo gdy się niedosłyszy, potrafi on zaczarować ciszę w dźwięk. I pomóc w codziennym życiu. Doskonale wie to Paweł Kulpa z Olsztyna, który pierwszy raz aparat słuchowy założył w 2010 roku. Wtedy Fundacja „Przyszłość dla dzieci” dofinansowała mu aparaty na dwoje uszu.
— Na początku nie chciał go nosić, bo wstydził się mieć coś na uszach. Ale gdy zrozumiał, ile dobrego ten aparat robi, zmienił zdanie. I od tamtego czasu o wiele lepiej mu się żyje — opowiada Małgorzata Kulpa, mama Pawła. — Dzisiaj syn ma szesnaście lat i potrzebuje nowych aparatów. Nic nie jest wieczne, a tym bardziej sprzęt elektroniczny. Pralki kupuje się na pięć lat, telewizory… Z aparatami jest podobnie i po tych siedmiu latach użytkowania Paweł zauważa, że już czas na zmianę. Są zakłócenia, przerwy w działaniu. Niestety zakup nowego jest bardzo drogi. Mam ośmioro dzieci, w tym dwoje z niedosłuchem. Koszty życia ogromne… A Paweł potrzebuje dwóch aparatów — na lewe i prawe ucho. Jest pod stałą opieką lekarza i to on wybiera dla niego najodpowiedniejszy model. A że syn poszedł teraz do nowej szkoły, powinien jak najwięcej słyszeć. Modele aparatów są różne — podstawowe i bardziej czułe. Paweł będzie miał ten lepszy. Dofinansowanie państwa jest wciąż za małe… Próbujemy zbierać, ale nie jest to łatwe.
Dlatego Fundacja „Przyszłość dla dzieci” dołoży do zakupu aparatów 9 tys. zł. Paweł będzie mógł słyszeć bez zakłóceń.
Bartłomiej Cichowski z Mrągowa też ma szczęście. Ma dziesięć lat i w końcu nie rozmawia z bliskimi bokiem. Nasza Fundacja dofinansowała mu aparat kwotą 3 tys. zł.
— Bartek nie słyszy na lewe ucho od urodzenia — opowiada Marzena Cichowska, mama chłopca. — Jednak dopiero teraz lekarze wykryli u niego wadę słuchu. Zanim poszliśmy do lekarza, syn się nie skarżył. Mąż zauważył jednak, że przystawia prawe ucho do telewizora. Że telefon przykłada do niego, że do ludzi się nim odwraca. Sam jednak nie mówił, że gorzej słyszy. To było chyba dla niego normalne. Był jednak bardzo nerwowy i nadpobudliwy. Pewnie dlatego, że nie słyszał. Teraz wszystko się zmieniło. Przestał się denerwować i jest radosnym chłopcem. Nosi aparat na każdym uchu. Najpierw założyli mu na lewe ucho, ale nic nie pomógł. Teraz z prawego ucha przechodzą mu bodźce do lewego. Jest poprawa!
Kacper Bednarek z Lubawy ma ponad rok i też urodził się z niedosłuchem.
— U nas to genetyczne. Pradziadek był głuchoniemy, babcia nie słyszała i mój tata jest głuchoniemy. Rodzice męża też niedosłyszą, on zresztą też. Z tym, że mąż bardziej niż ja. U Kacpra też stwierdzono, że ma ubytek słuchu. Kiedy założyliśmy mu aparat, od raz zaczął się inaczej zachowywać. Zaczął reagować na moje słowa. Słyszy nawet, jak blenduję jedzenie. Od razu jest zainteresowany i głodny. Gdy gotuję wodę w czajniku, też już wie, że dostanie zaraz picie. Gdy jestem w kuchni, a on bawi się w pokoju, mogę go zawołać i wiem, że zaraz przyjdzie. Bo słyszy! Bajki mu też opowiadam, czytam książeczki, ale on najbardziej lubi słuchać piosenek. Próbuje nawet tańczyć po swojemu. Cieszy się dźwiękami. I my się cieszymy, bo na aparat nie tak łatwo byłoby odłożyć. Spłacamy kredyt mieszkaniowy, Kacper dostał dofinansowanie Fundacji 2500 zł.
— Zakup aparatów wsparło dziewięć nadleśnictw z Warmii i Mazur, przekazując łącznie kwotę 5300 zł. Bardzo za to dziękujemy — mówi Iwona Żochowska-Jabłońska, dyrektor zarządzająca Fundacji „Przyszłość dla dzieci”. — Reszta środków, jakie przekazujemy dzieciom, pochodzi ze zbiórek. Każdy więc wspiera potrzebujące dzieci. Za to też wielki uśmiech!
ADA ROMANOWSKA