Pani Barbara, mama trzyletniej Alicji najbardziej boi się momentu, kiedy córka zapyta ją, dlaczego nie ma nóg. Bo jak to? Inne dzieci biegają, skaczą na trampolinie, a ona nie? W czym jest gorsza? Pani Barbara nie wie jeszcze co odpowie. Nie chce nawet o tym myśleć. Alicja mówi dużo i ładnie, ale tego tematu nie dotyka.
Ciąża jej mamy przebiegała książkowo. Tylko później jedno z badań okazało się takie, jak być nie powinno. Lekarze oznajmili, że dziecko nie ma kończyn dolnych. — To był szok, niedowierzanie – pani Barbara próbuje nazwać emocje, które wtedy je towarzyszyły.
Do dziś nie dowiedziała się, dlaczego akurat u jej dziecka nie wykształciły się nóżki. Na córkę każdego dnia patrzy z olbrzymią miłością. — Jest taka fajna— mówi czule. — Tak sobie świetnie radzi, ładnie rozmawia.
Pani Barbara, tata Alicji i córka mieszkają u jej rodziców w Obszarnikach (gm. Banie Mazurskie). — Wszędzie mamy daleko — skarży się. — Wożę córkę na rehabilitację do Gołdapi. To jest jednak 15 km. Wolałabym, żeby wszystko było bliżej. Przydałyby się lepsze warunki. Tu, u rodziców, nic nie jest dostosowane do Ali.

Mama Alicji marzy, żeby mieć własne mieszkanie dostosowane do niepełnosprawności córki. Najchętniej zamieszkałaby właśnie w Gołdapi. Tam, gdzie jej dziecko ma lekarzy i poradnie.

Pani Barbara marzy też, aby jej córka miała protezy. Na razie jednak to tylko mrzonka. — Lekarze mówią, że na razie nie ma takiej możliwości — opowiada. — Że za krótkie córka ma kończyny. Musiałaby mieć takie specjalne szelki do tych protez, ale to nie jest jeszcze ten czas. Musi być starsza, musi do tego dorosnąć.
Do tej pory rodzice Ali wozili ją w spacerówce. Nie było mowy, żeby mogli z własnych środków kupić jej wózek inwalidzki. Jedynym żywicielem rodziny jest tata dziewczynki. — Przed urodzeniem córki pracowałam w restauracji, na kuchni. Teraz muszę zająć się córką — tłumaczy.

Dlatego wózek inwalidzki, który otrzymała dla córki, jest jak dar niebios.
— Zakup wózka dla naszej podopiecznej trzyletniej Alicji, był możliwy dzięki pieniądzom z charytatywnego festynu rodzinnego Bartbo. Sprzęt ten umożliwił jej samodzielne poruszanie się — mówi Iwona Żochowska-Jabłońska, dyrektor zarządzająca Fundacją. I dodaje, że łączny koszt sprzętu wyniósł 9 tys. złotych.
Fundacja dopłaciła do niego blisko 5 tys. złotych.

Kiedy w lipcu wózek trafił do Ali, znacznie poprawił się komfort życia rodziny. — Wózek jest lekki, można bez problemu go złożyć — cieszy się pani Barbara. — Córka sama się na nim porusza, kręci rączkami kółka. Świetnie sobie radzi na tym wózku. Teraz łatwiej jest nam gdzieś wyjechać.

Iwona Żochowska-Jabłońska podkreśla, że kupno wózka nie byłoby możliwe, gdyby nie ludzie dobrej woli. — Darczyńcy tłumnie pojawili się na pikniku Bartbo i równie tłumnie wsparli naszych podopiecznych. To dowód na to, że pomaganie można połączyć ze świetną zabawą.

Alicja lubi malować, lepić z ciastoliny, bawić się w piaskownicy. — Fajnie też tańczy, porusza rączkami — opowiada pani Barbara. — Czytamy dużo książek. Alicja chętnie słucha, jak się jej opowiada bajki. Jest taka mądra!

Aleksandra Tchórzewska