— Ponad dwieście dzieci i nastolatków, którymi się opiekujemy, to nie jest bezimienna grupa. To są konkretne imiona i nazwiska, konkretne twarze. Każde z nich w jakiś sposób jest pokrzywdzone przez los. Za każdą historią kryje się dramat, ale jest to także pokaz wielkiej woli walki o swoje życie i zdrowie — mówi Iwona Żochowska, dyrektor zarządzający Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”. — Nie możemy uratować wszystkich dzieci. Ale tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze i jest to na przykład kwestia rehabilitacji czy zakup sprzętu lub leków, możemy działać. I działamy.

Niemal w każdym tygodniu mijającego roku fundacja dawała o sobie znać. Przeróżne inicjatywy głośnym echem odbijały się wśród podopiecznych. Przez cały rok trwała — i będzie trwała także w roku nadchodzącym — ogólnowojewódzka akcja zbierania nakrętek. Kiedy fundacja zaczynała taką działalność, trzeba było tłumaczyć, w jaki sposób plastikowa nakrętka po soku może komuś pomóc. Większość z nas zrozumiała w końcu, że wyrzucanie ich to marnotrawstwo. Jeśli nakrętek uzbiera się dużo, przełoży się to na konkretne pieniądze, namacalne efekty.
— Odzew jest świetny. Nakrętki zbierają zarówno uczniowie w szkołach, pracownicy w swoich firmach czy zakonnice — cieszy się Iwona Żochowska.
Każde pieniądze są na wagę złota. Dzięki nim grupa dzieci z zespołem Downa mogła przejść serię badań; są one niezbędne do tego, aby szybko wykrywać ewentualne nieprawidłowości.

Dzieciom pomagają
dzieci i dorośli

Potrzebujących dzieci do fundacji zgłasza się coraz więcej. Każde z nich ma nadzieję, że jak najwięcej osób skorzysta z możliwości odpisu jednego procenta od podatku. Te pieniądze co roku są wielkim zastrzykiem pomocy. Chociaż to czasami niewielkie kwoty, to jeśli pochodzą od wielu osób są prawdziwą, faktyczną pomocą.

— To świetnie, że ten mechanizm działa. Tylko jest też druga strona medalu: pieniądze z jednego procenta mamy do dyspozycji dopiero po roku. A rodziny chorych dzieci zgłaszają się do nas przez cały rok, od stycznia do grudnia. I to często w momencie, w którym już stoją pod ścianą, kiedy pomocy potrzebują teraz, natychmiast — dodaje Żochowska. To m.in. stąd różne akcje, które zachęcają do wsparcia podopiecznych fundacji. Stąd choćby pomysł na akcję malowania bombek, która w grudniu odbyła się w centrum handlowym Aura w Olsztynie. W tym przypadku dzieciom pomagały dzieci. Pięć ekip ze szkół podstawowych starało się jak najpiękniej namalować bombkę, aby uzyskała jak największą wartość na aukcji.
Niecodzienną formę pomocy wykorzystali też panowie, członkowie nieformalnej grupy Bezrobotni Olsztyn. Spotykają się raz w miesiącu i za którymś razem uznali, że zamiast wydawać pieniądze na zbytki, zrzucą się i wesprą podopieczną fundacji. Zawieźli rodzicom dziewczynki spod Szczytna, przyjmującej arcydrogi hormon wzrostu, pieniądze i prezent.
— To był kapitalny pomysł. Każdy z nas żyje w jakiejś grupie osób, czy to rodziny, czy znajomych z bloku czy z pracy. Każdy z nas może skopiować pomysł tych panów i zebrać pieniądze — podpowiada dyrektor fundacji.

Ziarnko do ziarnka
i będzie efekt

Ogromnym wsparciem dla fundacji są wolontariusze. To oni angażowali się choćby w pakowanie i rozwożenie dzieciom prezentów. Takich osób ciągle potrzeba. Przykładem może być współpraca z firmą DB Schenker. Pracownicy tej firmy dwa razy w roku organizują zabawy dla dzieci z fundacji.
— Jeśli także inne firmy chcą się przyłączyć, to serdecznie zapraszamy. Wiele osób chce pomagać, ale często nie wie komu. My taką wiedzę mamy. Mamy konkretną grupę potrzebujących. I wiemy, komu ta pomoc jest najbardziej potrzebna. Każdą taką inicjatywę przyjmiemy z otwartymi ramionami — zachęca Iwona Żochowska.

W akcjach charytatywnych coraz częściej widać, że pomaganie staje się modne. Świetnym przykładem są choćby deklaracje nowożeńców. Coraz więcej osób prosi swoich gości, aby zamiast kwiatów zbierać pieniądze i przekazać je Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”. To piękny gest, zwłaszcza że…
— … nie należy się wstydzić żadnej kwoty. Ziarnko do ziarnka, a okaże się, że to duży zastrzyk. Tak było w przypadku specjalistycznego wózka dla ciężko chorego Sebastiana Stachuli. W kilka dni czytelnicy „Gazety Olsztyńskiej” zebrali aż 13 tys. zł. Wpłaty pochodziły od 150 osób. Były kwoty spore, ale także drobne. Dzięki każdej z tych złotówek spełniliśmy marzenie dziecka — mówi dyrektor Żochowska.

Kolejne marzenia mogą spełnić się dzięki Krzysztofowi Sobczakowi, który pochodzi z Olsztyna, a obecnie mieszka w Poznaniu. O jego wyczynie pisaliśmy w „Gazecie Olsztyńskiej” kilka miesięcy temu. Zgłosił się do najtrudniejszego biegu świata, morderczego Jungle Marathon w Brazylii. I nie dość, że go ukończył, to jest jedynym Europejczykiem, który może się tym pochwalić.

— A medal przekazałem Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”. Dla mnie to tylko symbol, a jeśli wiem, że komuś może pomóc, to z przyjemnością się go pozbyłem — żartuje Krzysztof Sobczak. Medal do rąk Iwony Żochowskiej trafił w wigilię. Zostanie zlicytowany na początku 2014 roku.

Małgorzata Kundzicz