Wpłać darowiznę na leczenie i rehabilitację chorych i niepełnosprawnych dzieci z Warmii i Mazur:
http://m.wm.pl/2015/06/orig/wplacbutton-251555.jpg

Oliwia z Ełku w piątek skończyła roczek. Ten czas powinien być niczym nie zmącony. Ale pani Marlena, mama dziewczynki, codziennie się martwi. Co dalej z jej córką? Czy będzie zdrowa? Czy starczy pieniędzy na jej leczenie?

Ciąża pani Marleny przebiegała książkowo. O stanie Oliwki jej mama dowiedziała się dopiero po porodzie. Dziewczynka urodziła się z zespołem wad wrodzonych (Zespół EEC), ma rozszczep wargi i podniebienia. Oliwka ma rozszczepienie również paluszków dłoni i stóp, ma również braki paluszków w dłoniach i stopach, niektóre są zrośnięte.

Starsi bracia dziewczynki: 6-letni Kajetan i 12-letni Oskar są zdrowi, dlatego choroba Oliwki dla rodziny była szokiem.

— W lipcu Oliwka przechodziła operację w Poznaniu — opowiada mama dziewczynki. — To była korekta rozszczepienia palców. Gdyby nie ona, byłby problem z doborem obuwia.
Zespół EEC to niestety nie tylko rozszczepienie. To mnóstwo dolegliwości i objawów takich jak odpływ pęcherzowo-moczowodowy, atrezja przewodu łzowego, hipopigmentacja skóry i włosów, nieprawidłowości uzębienia, hipoplazja szkliwa, światłowstręt, wady nerek, przewodzeniowa utrata słuchu. Czasami występuje upośledzenie umysłowe.

U dziewczynki na szczęście nie występują takie objawy, ale wszystko może się zmienić. Dlatego jej rodzice siedzą jak na tykającej bombie i martwią się, czy lekarze czegoś złego nie znajdą w ciele Oliwki. Wożą córkę często na badania. Wizyty u lekarzy i dojazdy do odległych specjalistycznych placówek kosztują krocie. A jedynym żywicielem rodziny jest mąż pani Marleny. Rodzinie jest ciężko finansowo, dlatego zwrócili się do Fundacji „Przyszłość dla Dzieci” z prośbą o objęcie Oliwii pomocą.

Rodzice Oliwi otrzymali niezbędne wsparcie na dojazdy i zakwaterowanie związane z usunięciem zajęczej wargi.

O fundacji dowiedzieli się z internetu. — Nie jest nam łatwo — płacze pani Marlena. — Sam pobyt w Poznaniu kosztował nas 4 tysiące złotych. Spędzaliśmy tam aż 3 tygodnie.

Dziewczynce potrzebna jest też rehabilitacja. W maju przeszła operację związaną z rozszczepem wargi.
— Jak córka widzi biały fartuch, ucieka — ubolewa pani Marlena. — Tak reaguje po tych pobytach w szpitalu!

Kiedy Oliwka jest w domu, uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Uwielbia zabawki dźwiękowe.

Z kolei u 9- letniej Mai z Moraga zdiagnozowano zespół Di Georga. Przy zespole Di George’a występują liczne infekcje organizmu. Dziewczynka nie ma odporności, często choruje. Związane jest to z zaburzeniem pracy układu immunologicznego, a dokładniej pracy grasicy. Nieprawidłowe funkcjonowanie tego gruczołu jest przyczyną dodatkowych schorzeń występujących u Mai, np. problemy urologiczne, gastryczne, opóźniony rozwój psychoruchowy. Dziewczynka ma też ADHD.
Maja pozostaje pod opieką wielu lekarzy, m.in. neurologa, endokrynologa, hematologa, logopedy, psychiatry i pod opieką psychologa. Pani Milena, mama dziewczynki, jest samotną mamą. Oprócz chorej córki ma jeszcze zdrowego pięcioletniego syna Filipa.

Z uwagi na bardzo niską odporność Maja przez długi czas miała nauczanie indywidualne. Po wakacjach będzie chodzić do III klasy w specjalnym ośrodku w Szymanowie koło Morąga.
Z chorobami Mai wiążą się olbrzymie wydatki, a dziewczynka ma też inne dolegliwości: chorą tarczycę i problemy gastrologiczne.

Maja musi przyjmować stałe leki. Same leki to około 500 złotych miesięcznie. — W tym roku córka trzy razy przechodziła zapalenie płuc — opowiada pani Milena. — Do tego doszła też padaczka…
Mama Mai nie poddaje się. Walczy o zdrowie córki. Ma w tym wsparcie fundacji. Ostatnio fundacja wsparła dziewczynkę kwotą 2 tys. złotych na zakup leków, świadczenie usług opiekuńczych, ryczałt za dojazdy do specjalistów.

http://m.wm.pl/2019/08/orig/maja-adamczyk-568025.jpg
Maja po wakacjach pójdzie do trzeciej klasy

Na szczęście Oliwka i Maja trafiły w swoim życiu na dobrych ludzi. Dzięki pieniądzom uzbieranym podczas charytatywnego festynu rodzinnego Bartbo udało się pomóc dziewczynkom.
— Cieszymy się, że wokół nas są ludzie wrażliwi na krzywdę innych — mówi Iwona Żochowska-Jabłońska, dyrektor zarządzający Fundacją „Przyszłość dla Dzieci”. — Dziękujemy darczyńcom i naszym partnerom, że wspierają naszych podopiecznych.

Piknik Bartbo, czyli charytatywny festyn rodzinny od lat cieszy się ogromnym zainteresowaniem. — Wiemy, jakie to ważne, aby zachęcić młodsze pokolenie do zdrowego stylu życia i wychodzenia z domu, ale również do pomagania. Mamy nadzieję, że dzięki temu wyrośnie nam odpowiedzialne pokolenie — mówi Przemysław Pichalski, prezes zarządu Parku Rozrywki Aktywnej Bartbo. — To dla nas wielka radość, że wspólnie mogliśmy pomóc tym maluchom.

Aleksandra Tchórzewska