Wychowanie dziecka to wyzwanie. Wielu rodziców zastanawia się, jak wychowywać bez kija i marchewki i czy tradycyjny system karania ma sens. Jakie są skuteczne alternatywy dla kar i nagród? Czy stosować system nagród i kar? Jak reagować, gdy dziecko ma napady złości czy agresji? Specjalnie dla Fundacji Przyszłość dla Dzieci wyjaśnia Juliusz Dumara, psycholog z Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Olsztynie

Wychowanie dziecka – dlaczego to takie trudne?

Aneta Wawrzyńczak-Rekowska: Przejdźmy do konkretów. Czy istnieją skuteczne alternatywy dla kar i nagród, czy jednak ten stary system jest niezbędny?

Juliusz Dumara: To jest bardzo dobre pytanie, z którym mierzy się wielu rodziców, którzy chcą dla swojego dziecka jak najlepiej. Przede wszystkim musimy jednak rozgraniczyć nagrodę za zachowania, które chcemy wzmocnić, i karę za te, które chcemy wyciszać. Osobiście, jak wielu psychologów, nie jestem zwolennikiem karania dziecka. Między innymi dlatego, że kary potrafią działać przeciwwychowawczo, budując w dziecku silne poczucie straty. Komunikat: „nie oglądasz telewizji do końca tygodnia”, wywołuje w dziecka uczucie doznanej krzywdy.

Ale tak bardziej wprost sobie powiedzmy: dlaczego kara dla dziecka nie działa?

Bo to poczucie straty wiąże się z trudnymi emocjami: smutkiem, złością, strachem, których dziecko nie rozumie, a jednocześnie w ogóle nie uczy go, by danych zachowań nie powtarzać. Ono prędzej czy później przestanie się tak zachowywać, ale nie będzie to wynikało z realnego zinternalizowania, że to jest niewłaściwe, tylko strachu przed kolejną karą. A to tylko jedna z trudności emocjonalnych, które w związku z karaniem mogą pojawić się u dziecka.

Kary dla dziecka – dlaczego nie działają

I nie są to, podkreślmy, jedynie kary fizyczne dla dziecka.

Oczywiście, dotkliwe są również kary emocjonalne, kiedy np. rodzic obraża się na dziecko. To zazwyczaj sprawia, że dzieci kruszeją bardzo szybko, ale emocjonalnie jest to dla nich bardzo trudne do przeżycia.

Przecież nawet w odniesieniu do dorosłych coraz częściej podkreśla się już publicznie, że formą toksyczności w relacji jest karanie ciszą.

A u dzieci ten aspekt ma jeszcze bardziej zwiększoną amplitudę.

Tym bardziej, że dzieci, nastolatki, młodzi ludzie nie mają w pełni wykształconych płata przedczołowego i ciała migdałowatego, czyli obszarów mózgu odpowiedzialnych m.in. za rozumienie konsekwencji różnych działań.

I zataczamy koło: jak wspomniałem, dlatego karane dzieci w końcu uczą się, aby czegoś nie robić, ale zupełnie nie rozumiejąc dlaczego.

A co z nagrodami?

Tu też łatwo przesadzić w drugą stronę, bo obsypywanie nimi dziecka może spowodować, że będzie ich żądać za cokolwiek. Dlatego ja zamiast nagród i kar często polecam system wzmocnień pozytywnych, czyli dodawanie czegoś ekstra do codziennego harmonogramu: jeśli np. cały dzień dziecko dobrze się zachowywało, ma dodatkowe 15 minut bajki przed myciem zębów. W ten sposób dziecko odbiera to jako coś, na co zapracowało, nie ma poczucia straty, tylko że na tym zyskuje. Jeśli natomiast dziecko nie spełni warunków tego wzmocnienia, to po prostu go nie dajemy. Nie robimy

Przy tym wykładu, dlaczego tak się stało, tylko dajemy krótkie i wyraźne komunikaty: uderzyłeś brata, źle się zachowywałeś w sklepie, to było niedobre i zgodnie z umową nie będzie bajki, zabawy klockami, układania puzzli – cokolwiek, co dziecko lubi.

Wychowywanie dzieci we współczesnym świecie – wyzwania i oczekiwania rodziców

Tylko dzieci, jak to ludzie, są różne: różne mają osobowości, charaktery, temperamenty, upodobania. Czy istnieje w związku z tym uniwersalny model wychowawczy, który sprawdzi się u wszystkich dzieci?

Nie jestem w stanie podać złotego przepisu, złotej zasady, w gabinecie wypracowujemy zawsze indywidualny system pracy z zachowaniami dziecka. Powiedziałbym jednak, że na pewno bardzo ważna jest konsekwencja, to jest taki szkielet, na którym nadbudowujemy resztę ustaleń i zachowań, opierających się konkretnie na danym dziecku i naszym modelu funkcjonowania. Bo żeby to rzeczywiście zadziałało, nasz system reagowania na trudne zachowania dziecka musi do nas wszystkich pasować.

Alternatywa dla kary: Konsekwencje i system wzmocnień

Konsekwencja to chyba w ogóle słowo-klucz do hasła „skuteczne wychowanie dziecka”.

I dlatego trzeba wzmacniać kompetencje rodziców, aby rozumieli, że to oni wychowują dziecko, są decyzyjni, mają ostateczne zdanie. Równie istotne jest, by rodzice czy główni opiekunowie stali po jednej stronie stronie, bo jeśli jedno będzie konsekwentne, a drugie nie, to dziecko szybko uczy się, które zachowania działają, jeśli chce coś np. wymusić. Te z kolei mogą powodować u rodziców narastanie frustracji, która odbiera im konsekwencję, co sprawia, że system zaczyna się rozpadać.

Z jednej strony odeszliśmy od kar fizycznych, są już od dłuższego czasu publicznie piętnowane, a przyznanie się do ich stosowania przez rodziców wiąże się ze słusznym wstydem. Ale mam jednocześnie wrażenie, że moje pokolenie rodziców i trochę starsze w tym buncie przeciwko karom cielesnym zagalopowało się za daleko, do osławionego już zdaje się bezstresowego wychowania.

Właśnie, proszę zauważyć, jak szerokie mamy tu spektrum: od uderzenia dziecka, które jest bardzo traumatycznym doświadczeniem, po zerowe konsekwencje w postaci bezstresowego wychowania. Chciałbym, żeby wyraźnie wybrzmiało, że tak jak w każdym człowieku, u dzieci i młodzieży należy budować tolerancję na dyskomfort w trudnych sytuacjach uczyć radzenia sobie ze stresem.

Wychowanie bez nagród i kar – czy to możliwe?

Bo nawet gdyby jakimś cudem udało nam się zamknąć dziecko w złotej bańce, prędzej czy później będzie musiało się usamodzielnić, wyjść do ludzi, funkcjonować w społeczeństwie. I to raczej przecież do życia w nim niż dla samych siebie wychowujemy dzieci.

Wychowujemy dzieci przede wszystkim dla nich samych, żeby dawały sobie radę w życiu, także z tolerancją stresu i dyskomfortu. Żeby dziecka tego nauczyć, musimy przede wszystkim dawać mu zadania, które będą wymagające, ale realne, dziecko da sobie z nimi radę. To jest bowiem częsty błąd przeciwników bezstresowego wychowania: zbyt dużo zbyt trudnych zadań nakładają na dziecko, przez co staje się ono sfrustrowane, pojawiają się w nim trudności emocjonalne, buduje na przykład lęk przed wyzwaniami, bo zaczyna zawsze z góry zakładać, że nie poradzi sobie z wyzwaniem. Kiedy natomiast ma szansę mu sprostać, my mamy okazję, by je pochwalić, a przede wszystkim dziecko buduje swoją pewność siebie i samoocenę.

Jak stawiać granice bez przemocy i strachu?

A jak się ma do tego słynny bunt dwulatka, kiedy dzieci często mają ataki krzyku, histerii, płaczu, a nawet agresji – i nic nie działa?

To forma testowanie świata przez dziecko, które sprawdza, na ile może sobie pozwolić, często próbując coś wymuszać płaczem, krzykiem, mówieniem „nie” przeciwko wszystkiemu. My jako rodzice powinniśmy starać się podchodzić do tego bez emocji: oczywiście zadbać o dziecko emocjonalnie, ale pamiętać, że to my jesteśmy decyzyjni w domu: jeśli mówimy, że czegoś nie będzie, to rzeczywiście tak się stanie. Inaczej dziecko nauczy się, że prędzej czy później pękniemy, że płacz, choćby i przez 40 minut, zadziała.

A powiem Panu, że ostatnio koleżanka, pedagog z wykształcenia, pochwaliła mnie, że rozmawiając z nieco ponad roczną córką, gdy jej czegoś zabraniam albo o coś proszę, wyjaśniam krótko, dlaczego i mówię o swoich emocjach: żeby mnie nie szczypała, bo mnie to boli, albo żeby nie sięgała po nożyczki, bo zrobi sobie krzywdę i będzie nam wszystkim bardzo przykro.

I taki komunikat jest rzeczywiście dla dziecka dobry: byleby go podeprzeć jakimś argumentem, który dziecko zrozumie – i by był on krótki i bazujący na prostych skojarzeniach: nie rób tak, bo będzie bolało, bo to jest niebezpieczne, bo coś złego się stanie.

Jak reagować na trudne zachowania dziecka?

Zdarzają się sytuacje kryzysowe: dziecko jest agresywne, wobec nas czy innych dzieci, trzeba zareagować tu i teraz. Czy powinniśmy przerwać zachowanie dziecka?

Tak, odcinamy od bodźca. Najpierw mówimy stanowczo: „przestań sypać piachem, bo stąd pójdziemy”, a jeśli dziecko nie reaguje, bierzemy je na ręce i zanosimy do domu. Czyli znów: stawiamy wyraźną granicę i konsekwentnie się jej trzymamy.

Córka parę miesięcy temu uderzyła mnie w ramię. Powiedziałam jej poważnym tonem, żeby tak nie robiła, bo to mnie boli – spróbowała drugi raz, dodałam groźną minę, za trzecim po prostu zatrzymałam jej rękę w locie. Minęły 3-4 miesiące, póki co to się nie powtórzyło.

Czyli odcięła ją pani od bodźca, prawda? Czasem to się skończy płaczem, ale naszym zadaniem jako rodziców jest trzymać się tych nieprzekraczalnych granic.

Konsekwencja w wychowaniu – fundament dobrych relacji z dzieckiem

Właśnie, granice… To spędza sen z powiek, myślę, każdemu rodzicowi: jak i gdzie je stawiać, by dziecko „dobrze” wychować, ale nie straumatyzować, żeby za 20 lat nie wylądowało na terapii?

Myślę, że ważną zasadą w ogóle w wyznaczeniu granic i tworzeniu prawidłowych wzorców relacji jest to, że kiedy już tę granicę zaznaczymy, to musimy przeczekać poczucie krzywdy dziecka, płacz, złość, a kiedy ochłonie, usiąść z nim przytulić je, powiedzieć: kocham cię, ale nie można innych bić, bo to ich boli. Czyli: dać dziecku przeżyć te trudne emocje, a później okazać mu empatię i bliskość. Zaznaczyć granicę i jej konsekwentnie pilnować, ale pozostać ciepłym rodzicem.

Morze Cię zainteresować:

No to pozwolę sobie znów odwołać się do własnego doświadczenia: gdy moja córka próbuje coś wymuszać, ja twardo stoję przy swoim, a ona krzyczy albo płacze, zawsze rozkładam szeroko ramiona i mówię, że rozumiem, że jest zła i smutna, ale jestem dla niej, może przytulić się do mnie, kiedy tylko będzie chciała. I ona wtula się we mnie niemal od razu i jej przechodzi.

I to jest jak najbardziej dobra metoda, bo pokazuje, że mimo wyznaczania granic, dziecko nie traci na naszej miłości: to, że zabraniamy mu bawić się nożem, nie znaczy, że kochamy je choćby o centymetr mniej.

Dlaczego konsekwencja jest ważniejsza niż kara?

Jakiś czas temu z historii przedstawionych w pewnej książce ze Stanów Zjednoczonych wyciągnęłam obserwację, że matki młodych dziewczyn, które próbowały być ich najlepszymi przyjaciółkami i pozwalały dosłownie na wszystko, doprowadzały je do skrajnych decyzji i zachowań. I tak sobie pomyślałam, że jeśli okres buntu, który jest tak ważny, nie ma szansy się zrealizować, to dziecko może dojść na skraj przepaści w poszukiwaniu granic do naruszenia.

Dlatego właśnie rodzic jest przede wszystkim rodzicem po to, by stawiać granice, bo jednocześnie są one dla dziecka drogowskazami, które pozwalają mu się w tym buncie jednak nie zagubić. Kiedy natomiast dajemy nastolatkowi wolną rękę do wszystkiego, to narażamy go na niebezpieczeństwo, bo jeszcze za mało rozumie konsekwencje swoich działań.

Przyznam się Panu, że mam awersję do określenia: „mam dziecko”. Zawsze tak lawiruję, żeby mówić: „jestem mamą” albo po prostu używać imienia córki, bo to słowo „mam” mierzi mnie, sprawia wrażenie posiadania. A tu rodzi mi się pytanie o bycie partnerem dla dziecka, co jest jednym z popularniejszych modeli wychowawczych. Czy to słuszna droga czy jednak potrzebna jest jakaś hierarchia?

To jest bardzo ciekawe, bo proszę zauważyć, że jednak mówi pani: „jestem mamą”, a nie „jestem partnerem swojego dziecka”. W tym słowie „mama” zawiera się m.in. uczenie dziecka różnych rzeczy, dbanie o nie, wychowywanie go – i właśnie stawianie granic. A to jest inna relacja niż partnerska, taką możemy budować z dzieckiem starszym, nastolatkiem czy dorosłym. System wychowania dziecka jest zawsze bardzo indywidualną kwestią, chociaż ja uważam, że ta granica rodzic-dziecko jednak zawsze powinna pozostać. Od siebie – serdecznie trzymam kciuki za wszystkich rodziców, a w razie trudności zapraszam serdecznie do korzystania z pomocy w poradniach psychologicznych

Aneta Wawrzyńczak-Rekowska

Poprzedni artykuł ze strefy rodzica: